sobota, 31 stycznia 2009

Łacina.

Egzamin z łaciny mam za sobą.
I mam nadzieję, że był to jedyny i już ostatni egzamin z tego przedmiotu.
Wyniki 7lutego.
Jeszcze tylko dwa przedmioty i koniec.
Z czego jeden to logika...
Pełen optymizmu i nadziei szedłem na pierwszy wykład z tego przedmiotu.
Jakież było moje rozczarowanie gdy wykładowca okazał się nudny, a przedmiot nie tak interesujący jak wskazywałaby na to nazwa.
Muszę jakoś przez to przebrnąć!
Jeśli ktoś chciałby ze mną pogadać przez Skype, to jest problem...
Nelson rozłożył moje słuchawki na części pierwsze :/
Na szczęście wczoraj jak mieliśmy z Zelem "camperowy" wieczór spał spokojnie i nie dawał się we znaki.
Już mija tydzień jak go mam i czuję się trochę zmęczony, ale nie mogę narzekać.
Podjąłem się takich obowiązków, więc muszę je wypełniać bez marudzenia.
Teraz szybkie porządki, a wieczorem do pracy...

czwartek, 29 stycznia 2009

Obowiązki!

Kupiłem psa, rasa Labrador.
Wabi się Nelson i można powiedzieć, że sam sobie wybrał to imię.
Z około 20 proponowanych przeze mnie i mamę tylko na to zareagował.
Historia z psem jest w ogóle zagmatwana, ale to żadna nowość, że u mnie nic nie może być normalne.
Nosiłem się z zamiarem kupna labradora już od dawna.
Ale jak tu przekonać rodziców?
Pół roku temu dowiedziałem się, że znajoma będzie miała możliwość załatwić tanio psa tej rasy.
Powiedziała, że mam się szykować na styczeń.
Minęły jednak dwa kwartały a wieści o psie jak nie było tak nie ma.
Przypadkowo krążąc po NK zauważyłem, że koleżanka z czasów podstawówki ma w swoim profilu zdjęcia małych szczeniąt.
Napisałem do niej, uzgodniliśmy cenę i ustawiliśmy termin odbioru na niedzielę 25 stycznia.
Ale nadal pozostała kwestia uświadomienia rodziców...
Niestety nie miałem nawet możliwości: brak czasu i odwagi.
Postawiłem więc ich przed faktem dokonanym.
Mama miała akurat dyżur na ośrodku, młodszy brat pojechał w odwiedziny do starszego brata, w domu został tylko tata.
Wszedłem z Nelsonem na rękach do domu, zapytałem taty czy siedzi i dopiero wtedy wszedłem do salonu.
Kamień spadł mi z serca gdy na twarzy taty pojawił się uśmiech jakby dopiero co odebrał z salonu nowy samochód. Wyściskał psa, wypytał o szczegóły i stwierdził, że życzy mi powodzenia w rozmowie z mamą.
Zapakowałem się z psem do samochodu i pojechałem na Łaziska.
Mama nie wierzyła w to co widzi, popukała się w czoło i oznajmiła, że chyba zwariowałem. Nie chciała go nawet pogłaskać, ale już widziałem po niej, że Nelson kupił ją swoim niewinnym wyglądem.
Na drugi dzień, gdy poszedłem do pracy, mama została z nim sama w domu, przeżywałem stres jak na dzień przed maturą.
Ale gdy wróciłem do domu i widziałem z jaką radością opowiada mi o jego wygłupach uspokoiłem się totalnie.
Nelson jest już kochany przez wszystkich i pomimo tego, że kopie mi właśnie w obudowę komputera, nie oddałbym go za żadne skarby.
Ale ile jeszcze męk i prób wychowania go przede mną...
Acha, byłem ostatnio na dwóch imprezach.
W sumie nic dziwnego gdyby nie fakt, że były to dwie całonocne imprezy pod rząd.
Na obydwóch jednak bawiłem się do końca i nie szczędziłem nóg! :)
Partnerkom dziękuję!
Dzięki wam mam co miłego wspominać, przynajmniej do kolejnej imprezy :P

środa, 21 stycznia 2009

Staż!

Od poniedziałku jestem zatrudniony na zasadzie stażu...
Na początek na pół roku do przodu, później z możliwością przedłużenia na rok.
Nawet mi to odpowiada, będę miał opłacone wszystkie stawki zdrowotne, przysługuje mi 2 dni urlopu na miesiąc.
Nie wiem ile będę zarabiał, bo na pewno nie zostawi mnie szef z samą podstawą ;)
Na treningach zaczęliśmy ćwiczyć układ.
Nie mam jeszcze pomysłu na piosenkę, wiem jak ma brzmieć, ale muszę znaleźć coś odpowiedniego co będzie pasowało mi do rytmu...
Mało mam ostatnio czasu na cokolwiek...
Trochę mnie to męczy, ale lepsze to niż nudzić się i czekać na zbawienie.
Nawet teraz piszę notkę z laptopem na kolanach, siedząc w salonie z moim Filipkiem na kolanie, ale tak dawno nie pisałem, że aż mi głupio...
Może później napiszę więcej :)

czwartek, 15 stycznia 2009

Bo narty... to nie był jej sport!

Tytuł ze specjalna dedykacją dla Michała!
No byliśmy w niedzielę na nartach w Wiśle Soszów!
Rewelacyjne warunki!
4-osobowe krzesełka i ładnie naśnieżone stoki.
Ja to niestety mam pecha.
Potrafię kilka godzin się nie wywracać, ale jak już zaliczę glebę to taką, że wióry lecą.
W Szczyrku przetarłem nowe spodnie, a teraz w niedzielę wryłem się nartami w ziemię tak, że zatrzymałem się kilka metrów od nich z wybitym barkiem.
Bark szybko wskoczył, ale ból do teraz odczuwam...
A wszystko przez to, że Michałowi wyskoczył jakiś dzieciak, zdążył jednak wyhamować i zatrzymał się przed nim, ja widząc siedzącego na śniegu Michała z jakimś dzieckiem między nogami pomyślałem sobie, że coś się stało i chcąc się zatrzymać a przy tym nie wjechać w nich zrobiłem coś dziwnego, czego nie potrafię nawet opisać. Efekt osiągnięty, ale jakość fatalna! :D
Muszę sobie kupić w końcu własny sprzęt!
A obecnie uczę się Historii Prawa...
Nie jest to nawet nudne, ale sporo tego :/
idę sobie zrobić kawę i wracam do nauki :)

piątek, 9 stycznia 2009

Fiat 126p.

To, że era maluchów z oblepioną tylną szybą napisałem Pionier, wypełnionych w dodatku dresami, skończyła się, to nie nowość.
A nawet w tamtych czasach, być przepuszczonym na pasach przez taki pojazd to była rzadkość.
Ja dzisiaj doznałem takiego zaszczytu.
Najpierw zdziwił mnie fakt, że maluch w taki mróz jechał ulicą.
Ale jeszcze większego szoku dostałem, gdy ten maluch zatrzymał się dla mnie na pasach a w środku siedział ogromny łysy ziomek.
Wprawdzie napisu na szybie nie miał, ale i tak wzbudziło to u mnie jakieś wspomnienia.
Przeczytałem dzisiaj w internecie taką historię:
Idę sobie przez park i widzę, że kilkadziesiąt metrów ode mnie paczka dresów złapała jakiegoś typka i rzuciła nim w zaspę śniegu. Myślę sobie, że za chwilę go zleją do nieprzytomności, a oni tylko: co się k*** patrzysz głupio? Rób aniołki!
No a kawał o troskliwej grupie społecznej już chyba każdy zna:
która grupa jest najbardziej opiekuńcza?
Dresy, bo zawsze zapytają czy masz jakiś problem!
Dobrze znać takich ludzi, bo to nie są wcale złe chłopaki, ale lepiej im nie podskakiwać.
Satelita się ciągle kręci na dachu i co drugi dzień muszę wychodzić i ją na nowo ustawiać, a przez ten mróz i śnieg nie mam możliwości zabezpieczenia jej na tyle, żeby unieruchomić ją na stałe...
Niezły hardcore wychodzić tak o 21 na oblodzony dach.
I to w dodatku przez balkon, bez żadnej drabiny ani asekuracji!
Może zacznę trenować Parkour :D
Wtedy mógłbym tak jak David Belle zarabiać tym występując w filmach ;)

czwartek, 8 stycznia 2009

Się dzieje.

Nie wiem od czego zacząć...
Może po kolei:
Urodziła mi się bratanica.
Kornelka...
Krzysiu w ogóle zakręcony.
Nie dość, że pisał na mój stary numer kom. to jeszcze napisał sms o treści "możesz mi przywieść aparat?"
Nie dość, że przeczytałem tego sms-a po godzinie to jeszcze nie do końca zrozumiałem, bo termin był na około 18...
Ale jakoś po 9 dostałem sms-a: "już po".
I wtedy wpadłem w konsternację...
Od razu zadzwoniłem i okazało się, że urodziła.
Zdrową, ładną dziewczynkę!
Radość ogromna, bo to pierwsza "Jurowiczka" w domu ;)
Wszyscy sobie tylko zadają pytanie, kto będzie chrzestnym.
Ja już dziękuję. Jednego chrześniaka mam.
Sprawiedliwość musi być, niech każdy ma jakieś obowiązki i wydatki ;)
Leszek ma Filipka, ja jestem jego chrzestnym, do tego mam studia.
Jedynym niezobowiązanym i w miarę bez wydatków kandydatem jest Janusz!
Może ojcostwo (chrzestne) wyjdzie mu na dobre ;)
Kolejne:
sprzedałem Seata!
Ale nigdy nie pomyślałbym, że pójdzie mi to tak szybko!
Rano o godzinie 9 wystawiłem go na allegro.
Do 11 miałem około 10 telefonów od zainteresowanych klientów.
O godzinie 12 miałem już pieniądze w kieszeni i podpisaną umowę...
Ale to nie koniec historii....
Najlepsze było to, że po jakichś 40 minutach wszedłem na allegro, żeby usunąć ofertę z allegro i wyobraźcie sobie jakie było moje zdziwienie gdy się okazało, że w tym samym czasie jakiś koleś kupił seata przez funkcję "kup teraz"!
I to za moją zawyżoną cenę!
Ja nie chciałem za niego dużo, bo kupiłem go po znajomości.
Trochę do niego włożyłem i chciałem tyle, żeby wyrównało mi się wszystko co na niego wyłożyłem i żeby zostało mi trochę na opłacenie studiów. Poza tym wiem, że sporo do niego trzeba jeszcze włożyć, bo samochód po 12 latach potrzebuję troszkę zainteresowania.
Mnie na to nie było stać.
No i sprzedałem Seata dwa razy! :D
Ale zadzwoniłem do kolesia z allegro i jakoś się dogadaliśmy...
Do tego w poniedziałek dostanę umowę o pracę...
Tzn. to nie do końca etat, bardziej na zasadzie stażu.
Ale wynagrodzenie mam dostawać normalne i wszystkie składki mają mi być opłacane, więc cóż mi więcej trzeba?
Chcę zarabiać tyle, żeby opłacić swoje studia i drobne wydatki...
Co się jeszcze stało?
Masę innych rzeczy!
Moja rodzicielka odprawiała w niedzielę urodziny.
Zrobiłem mały pokaz fireshow dla rodziny i wszyscy byli pod wrażeniem
Kelner przyszedł do mnie później po numer i z propozycją współpracy.
Może udałoby się zarobić czasem kilka złotych na okazjonalnych imprezach...
Ech... czas tak szybko ucieka, że sam się czasem we wszystkim gubię.
Czas sesji... mam sporo do czytania.
Historia to akurat przyjemność, gorzej z łaciną...

niedziela, 4 stycznia 2009

Coś o sylwestrze.

Zacznę tak od końca, ale to mi pierwsze przychodzi na myśl.
W piątek rano zaczęliśmy się pakować.
Do 12 mieliśmy opuścić pokoje.
Spakowałem się jako pierwszy i zniosłem torby na dół do świetlicy.
Patrzę, a tam już leżą jakieś torby. No to położyłem moje obok nich i tak powoli każdy zaczął kłaść torby w tym miejscu.
Pod koniec zrobiła się już niezła góra tych bagaży.
Następnie zaczęliśmy z Grzegorzem pakować do samochód, wszystko jak leci.
Ja załadowałem cały bagażnik i tylne siedzenie, G. też miał zawalony cały bagażnik.
Zjedliśmy śniadanie, ubraliśmy się i poszliśmy na spacer.
Po południu wsiedliśmy w samochody i wyruszyliśmy do domu.
Od Szczyrku aż do Bielska korek.
Samochód za samochodem ciągnął się powoli.
W końcu, gdy byliśmy już pod Bielskiem odbieram telefon od Grzegorza, który mi oznajmia, że dzwoniła do niego właścicielka pensjonatu i podobno spakowaliśmy dwie torby dopiero co przybyłych gości! :D
Okazało się, że ja mam jedną torbę a Grzegorz drugą! :]
Co nam pozostało?
Zawrócić jednym samochodem i odwieźć podkradzione bagaże ;)
Padło na mnie, bo Grzegorz miał 5 osób, a ja tylko dwie, więc nie było sensu, żeby wszyscy jechali.
Oni pojechali do Mc a ja z powrotem zanurkowałem w korek samochód, tym razem w drugą stronę.
Przerażał mnie tylko fakt, że korek w stronę Bielska nie maleje a wręcz przeciwnie...
No i słusznie się obawiałem.
Ponowna trasa w stronę domu była jeszcze dłuższa, a przynajmniej bardziej się przeciągnęła w czasie...
Jadąc za pierwszym razem zastanawiałem się czy czegoś nie zapomnieliśmy, ale nigdy bym nie wpadł na to, że wzięliśmy za dużo! :)

sobota, 3 stycznia 2009

Nowy Rok.

Urlop minął.
Tak szybko przeleciało, że nawet nie zauważyłem kiedy trzeba było się już pakować...
5 dni na nartach. Od rana do wieczora.
Pogłębiłem swoje pseudo umiejętności narciarskie i chyba zaraziłem kilka osób nową pasją.
Wybaczcie mi proszę jeśli byłem marudnym i mało cierpliwym nauczycielem ;)
Wszystko było ok, tylko łóżko jakieś za krótkie...
Mam tyle do opisania, że nie wiem od czego zacząć.
Właśnie wróciłem z uczelni i jestem padnięty...
Nie wiem kiedy odpocznę :/