poniedziałek, 29 grudnia 2008

Narty!

Pozdrowienia dla wszystkich z ośnieżonych stoków w Szczyrku!
Głowa mnie boli, więc nie mam nawet ochoty się rozpisywać, ale na pewno jak będę w formie to napiszę coś więcej...

środa, 24 grudnia 2008

Życzenia!

Wszystkiego Najlepszego!
Zdrowia, szczęścia, pomyślności!
Niech te Święta przyniosą wam spokój i odpoczynek.
Pozwólcie aby miłość zamieszkała w waszych sercach!
To czas magiczny.
Więc niech każdy da się oczarować :)
Dziękuję wszystkim za pamięć i życzenia!

wtorek, 23 grudnia 2008

Monter!

No jestem jednak gość!
Zainstalowaliśmy dzisiaj wspólnie z Wojtkiem Windowsa XP w miejsce mojej Visty.
A męczyli się z tym ludzie, którzy naprawdę znają się na rzeczy...
A w komputerowym koleś chciał za to mnie skasować 150zł!
Mnie to jedynie kosztowało 1,5zł - za płytkę :)
Ale jaki fajny ten Xp:
Skończyła się instalacja i pojawił się główny pulpit.
A tu proszę: na tapecie skąpo ubrana, seksowna panienka.
Hakerzy to jednak mają smaczek ;)
Ale to nie koniec.
Rodzice kupili Cyfrowy Polsat i trzeba było go podłączyć.
To zadanie zostało mi powierzone.
No ale miałem czas dopiero o 22.
Poskręcałem talerz, ubrałem się ciepło, zapakowałem do plecaka potrzebne narzędzia i wyszedłem na dach.
Na szczęście drabina jest wmurowana w ścianę, więc mi nie odjechała ;)
Cyrku z zamontowaniem jej co nie miara.
W ustach trzymałem latarkę, w jednej ręce klucz, a drugą starałem się to wszystko jakoś trzymać...
Ale zamontowałem. Tylko, że w parametrach dekodera było coś nakopane i nic nie ustawiłem.
Przełożyłem więc to na dzisiaj.
Dzwoniłem 3 razy na pomoc techniczną z Cyfrowego Polsatu i dopiero za trzecim razem udało mi się połączyć z kompetentną osobą, która była wstanie udzielić mi potrzebnych informacji.
Po godzinie kręcenia talerzem we wszystkie strony udało się w końcu złapać sygnał i działa!
Mamy już Wigilię...
Ale ile jeszcze pracy przed nami...
Dużo sił życzę! :)

sobota, 20 grudnia 2008

lampki

Mama kupiła lampki zewnętrzne na naszą dużą choinkę przed domem.
Myśleliśmy, że 10m wystarczy.
One jednak ledwo starczyły na przystrojenie czubka drzewka.
No to pojechałem wczoraj do sklepu i kupiłem 50m!
To była już wystarczająca długość :)
Wyciągnąłem drabinę, rozłożyłem ją i oparłem o drzewko.
Rozpakowałem łańcuch i rozwinąłem go.
Choinka ma około 5m. Drabina sięgała prawie na sam czubek.
Chwyciłem wtyczkę z lampek i wszedłem na sam szczyt drabiny aby podpiąć lampki do gniazdka, które dyndało sobie swobodnie.
Ze złej strony jednak ustawiłem drabinę i musiałem się mocno naciągnąć, żeby chwycić gniazdko.
Jak się tak wyciągałem drabina przechyliła się trochę i stała na jednej nóżce, a że ustawiłem ją na puzzlach, na które cały dzień padał śnieg, drabina odjechała razem z moimi nogami!
Ja chcąc się ratować próbowałem chwycić się pnia choinki.
Wszystko jednak było śliskie, a moje rękawiczki przemoczona, przez co miałem kiepską przyczepność.
I zjechałem tak, razem z drabiną po choince zaliczając twarzą każdą gałąź!
Czekałem tylko, aż zaczepie się na którejś z odnóg, ale ocknąłem się dopiero na ziemi.
Uderzyłem całym ciałem, jak placek, w połowie na zmarzniętą ziemię, a w połowie na chodnik z betonowych puzzli...
Ale żyję! Nic złamanego nie mam!
Dobrze, że nie spadłem na samochód który stał obok, bo mama byłaby zła :D
Prace jednak udało mi się dokończyć i dom wygląda ładnie :)

piątek, 19 grudnia 2008

Dodatek.

Chciałbym coś dodać do poprzedniej notki.
Bo przeczytałem ją jeszcze raz, dodatkowo dostałem bardzo wartościowy komentarz na jej temat i uznałem, że mogłem zostać źle zrozumiany.
Ja się nad sobą nie użalam...
Pisząc, że nie zamierzam mieć planów i marzeń miałem na myśli postanowienia noworoczne...
Marzenia swoje mam, plany dalekosiężne także.
Ale nie planuję ich spełnić w nadchodzącym roku, tylko wtedy gdy nadarzy się ku temu okazja :)
Nadal chcę cieszyć się życiem i bawić!
Miałem dzisiaj niezłą zabawę!
Kilka godzin spędziłem w kuchni, oczywiście nie poradziłbym sobie bez pomocy, za co bardzo dziękuję!
Moje dzieło podziwiać będzie rodzina w święta.
O ile będzie co podziwiać i zachwalać ;)
Chęci miałem dużo i serce też w to włożyłem! :)

czwartek, 18 grudnia 2008

Święta...

Czas melancholii, zadumy, rachunku sumienia.
Pora na nowe plany, postanowienia, czasem zmiany...
Tylko w natłoku obowiązków i zmartwień nie mamy czasu się do nich przygotować.
Łącznie z Wigilią ciężko pracujemy, a gdy już mamy w pierwszy dzień świąt czas na odpoczynek to jesteśmy tak zmęczeni, że tylko tępo wpatrujemy się w ekran tv oglądając "Kevina samego w domu".
Dlaczego co roku ten film tak nas bawi i rozśmiesza?
Spróbujcie obejrzeć go sobie w ciągu roku...
Po prostu jesteśmy tak otępiali przez ciągłe jedzenie i atmosferę, tak zmęczeni po całym roku, że nas mózg przestaje myśleć i analizować i to co normalnie wydaje nam się nierealne nabiera nowych kolorów.
Stąd nasze wielkie plany na zmiany, nasze postanowienia...
Ale dlaczego od razu chcemy zmieniać całego siebie?
Dlaczego krok po kroku nie dążymy do ideału?
Tak ogólnie piszę, a może coś o sobie?
Nie mam w tym roku żadnych postanowień.
Wolę nie planować i nie marzyć.
Bo wszystko co staram się zaplanować i tak spełza na niczym.
I często nie ma w tym nawet mojej winy.
Najczęściej los tak mi pokrzyżuje plany, że nie jestem wstanie spełnić postanowień.
Dlatego w tym roku nie mam postanowień noworocznych.
Nie planuję miłości, pracy, nauki...
Postaram się jedynie na czas wypełniać zadania i sumiennie spełniać obowiązki! :)
Będąc wczoraj u kolegi włączyłem mu w salonie wiatrak, który tworzy z lampą sufitową integralną całość.
Chciałem go poddenerwować szybko odchodząc.
Zanim jednak zdążyłem uciec dostałem jednym ze skrzydeł w głowę.
"Kij ma zawsze dwa końce..."
Dźwięk rozległ się głuchy a koledzy śmiali się, że można by z tego stworzyć niezłego bita.
No bo podobno małych ludzi Pan Bóg stworzył, duże osły same porosły ;)

Za uszami.

Po mojej ostatniej notce o przyjaźni odezwało się do mnie kilka osób z pytaniem czy mam im coś do zarzucenia?!
Dlatego przez kilka dni bałem się cokolwiek nowego zamieszczać...
Jak to leciał?
"Uderz w stół a nożyce się odezwą!" ?
Chciałem oznajmić, że notka dotyczyła osoby z którą nie mam nawet bezpośredniego kontaktu, a przypuszczam, że czyta mojego bloga.
Mam więc nadzieję, że nikt już nie będzie miał do mnie pretensji...
Jeśli miałbym coś do kogoś z najbliższych mi osób załatwiłbym to osobiście.
Pisaniem na forum zaogniłbym tylko sytuację.
Weszło nowe rozporządzenie Ministra Finansów w życie, dyktujące obowiązek dokonywania przeglądu kasy fiskalnej co dwa lata, a nie co rok jak dotychczas.
Co za tym idzie?
Dwa razy mnie pracy dla nas :/
Jestem w firmie dopiero dwa miesiące i obawiam się, że moja pozycja jest zagrożona...
Nie miałbym pretensji do szefa jeśliby mi podziękował.
Jestem młody, doświadczony i ambitny.
Muszę jednak dużo wcześniej wiedzieć!
Komizm sytuacji polega na tym, że w dobie obecnego kryzysu ogólnoświatowego nasz rząd pozbawi pracy kilka tysięcy osób.
Nasza firma jest mała i jeśli ktoś straci etat to maksymalnie jedna osoba.
Ale są serwisy, które zatrudniają po kilkanaście osób, które w obowiązku miały wyłącznie przeprowadzanie przeglądów kas.
W skali kraju daje to naprawdę pokaźną liczbę...
A szkoda, bo praca naprawdę mi się podoba.
Szefowie normalni, koledzy unormowani ;) no i robię coś co rozumiem...
Czy kiedyś będę mógł spojrzeć daleko w przyszłość i dojrzeć jakąś stabilizację?
Chyba jestem skazany na ciągłe zmienianie pracy i nieuregulowany stan cywilny ;)
Wczoraj miałem egzamin z prawoznawstwa.
Po wszystkim byłem psychicznie tak wykończony, że nawet czekolada po banankach w Mc nie postawiła mnie na nogi ;)
Odczuwam jednak pewien niesmak gdy po wszystkim uświadomiłem sobie, że wiedza nabyta podczas wykładów w zupełności by mi wystarczyła.
Po co więc zaprzątałem sobie głowę głupotami z książki.
Przez to nie skupiłem się na notatkach i trochę zawaliłem jedno pytanie...
Co ma być to będzie.
Mogę jednak z czystym sumieniem powiedzieć, że przygotowywałem się gruntownie do mojego pierwszego egzaminu na tych studiach! :)

środa, 10 grudnia 2008

Kawał.

Kiedy na teściową patrzymy z przymrużeniem oka?
- Gdy do niej celujemy!

Wiem, nie należy do tych górnolotnych, ale ostatnio mnie rozbawił ;)

Przyjaźń.

Chciałbym przypomnieć, że z ortografią u mnie jest problem z powodu stwierdzonego w poradni psychologicznej schorzenia nazywanego dysleksją i dysgrafią.
To mnie jednak nie usprawiedliwia i nie mam zamiaru tłumaczyć się tym.
Dlatego bardzo mi wstyd za błąd jaki popełniłem w ostatniej notce, ale który już naprawiłem.
Za wszystkie inne błędy na które nikt mi nie zwrócił uwagi, albo sam ich nie wyłapałem, też przepraszam.
Naprawdę staram się jak mogę bo nie chcę żeby ktoś kiedyś powiedział, że jestem inny bo mam dysleksje.
Ale nie o tym chciałem napisać.
Co bardziej boli jak nie zdrada przyjaciela?
Kiedy czujemy się oszukani i najbardziej sponiewierani?
Kiedy dowiadujemy się, że osoba której się ufało i mówiło się wszystko zaczyna działać przeciwko nam!
Każdy chyba z nas był już w takiej sytuacji.
W dzisiejszych czasach, gdzie łatwiej jest nam porozumiewać się przez internet i telefon komórkowy łatwo zaufać nieodpowiedniemu człowiekowi.
Nawet wartości rodzinne tracą na randze.
Bo czy nie lepiej i łatwiej zwierzyć nam się komuś po drugiej stronie monitora niż rodzeństwu albo rodzicom?
Szybko zapominamy kto był naszym pierwszym przyjacielem.
Do kogo wpierw biegliśmy gdy skaleczyliśmy się, gdy złapaliśmy nieznany nam gatunek motyla, albo gdy kolega obraził się na nas?
Gdy dorastamy wydaje nam się, że zaczynamy prowadzić własne życie, a rodzice nic tak naprawdę nie wiedzą o prawdziwym "egzystencjalizmie".
Ale dopiero po latach doceniamy jak wiele nam dali.
Dopiero po jakimś czasie rozumiemy, że nasze problemy nie dużo różnią się od tych na które oni sami natrafiali...
Dlaczego więc tak łatwo rezygnujemy z najlepszego przyjaciela?
Ale jeśli już inni, nie rodzina, staje się dla nas ważniejsi, to czemu nie uważamy w wyborze przyjaciół?
Często obdarzamy zaufaniem kogoś kto nie zasługuje na nie.
Do czego to prowadzi?
Do tego, że zaczynamy czuć się niezrozumiali, niekochani, porzuceni.
A każdy, bez wyjątku, potrzebuje zainteresowania.
"Prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie..."
A ile razy nawet nie wiemy gdy w trakcie życiowej tragedii pomagają nam ludzie, od których nie spodziewalibyśmy się czegokolwiek.
Życie już nie raz pokazało, że w takich momentach nasi pseudo przyjaciele odwracają się od nas, a z pomocą biegną nam nasi wrogowie.
Wtedy dopiero otrzymujemy podwójny cios.
Chyba lepiej, gdy się o pomocy tych drugich nic nie wie...
Ja w tych sprawach jestem naiwny i za bardzo ufam ludziom.
Nie raz powtarzano mi, że mam uważać, bo ktoś może chcieć mnie tylko wykorzystać, a nie zaoferować przyjaźń.
Niestety przekonywałem się o tym zbyt późno...
Mógłbym jeszcze pisać, ale mam nadzieję, że pobudziłem was już do aktywnego myślenia i interpretowania przyjaźni na swój sposób :)

niedziela, 7 grudnia 2008

Św.Mikołaj!

W ten dzień powinien pruszyć śnieg i wszedzie musiałoby być biało!
Nigdy jakoś szczególnie nie obchodziliśmy w domu tego święta.
Dostawaliśmy tylko drobne upominki, podkreślające, że ktoś o nas myśli.
Większych prezentów spodziewaliśmy się na Gwiazdkę.
W tym roku jednak ktoś zrobił mi prezent, który na pewno będę często wspominał.
Chociażby z samego faktu korzystania z niego.
Z moim kolegą z pracy chcieliśmy sprawić miłą niespodziankę jego koleżance u której mieliśmy wykonać przegląd kasy.
Kupiliśmy czekoladki, zapakowaliśmy ładnie i dołączyliśmy liścik, że to od nas.
Następnie podczas czyszczenia kasy schowałem prezencik pod nową dostawę spodni.
Tego samego dnia wywąchałem sobie u niej w sklepie zapach perfum, który mi się podoba.
Poprosiłem aby mi go odłożyła, bo akurat nie miałem przy sobie gotówki.
Na drugi dzień ponownie odwiedziliśmy jej sklep, ponieważ kolega chciał na Mikołaja kupić żonie perfum, ja natomiast chciał odebrać swój.
Zanim doszło do sfinalizowania transakcji cwana koleżanka wypytała nas jakie nam się zapachy męskie podobają, bo ma problem z wyborem perfum dla swojego faceta.
Spryskaliśmy się chyba pół tuzina flakonikami, w końcu wybraliśmy jeden najbardziej optymalny.
Wtedy właścicielka tego sklepu, bardzo nam dziękując za niespodziankę, którą jej sprawiliśmy wręczyła nam po jednym flakoniku. Mi ten, który miałem odłożony, a koledze ten, który w sumie sam sobie wybrał.
Musieliśmy mieć głupie wyrazy twarzy.
Bo cena czekoladek to nawet nie jest 1/8 ceny jej podarków.
Ona jednak uparła się i w końcu postawiła na swoim.
Dziwne uczucie mnie jednak ogarnęło.
Z reguły to ja robię niespodzianki i obdarowuję najbliższych.
A tutaj całkiem obca mi osoba sprawiła mi taki prezent na Mikołaja.
W ten sposób powoli zaczynam odczuwać tegoroczną Magię Świąt!
A jeszcze jedno: sam wczoraj grałem rolę świętego Mikołaja.
Miałem brodę, białe brwi z waty, do tego pks-y, pastorał i duży wór!
Chyba dobrze grałem swoja rolę bo dzieci na moj widok nie wpadły przynajmniej w histerię jak to było w przypadku mojego kolegi.
Acha, a od mamy dostałem czarno-różowo-białe palczaste skarpetki...
Chyba za rok powieszę je na kominku, może wtedy dostanę wymarzone prezenty ;)

środa, 3 grudnia 2008

Starość...

Kobieta w Orange wzięła mnie dzisiaj za 30-latka...
W ogóle dodała później, że zastanawia się po co tak szybko brała ślub, że mogła poczekać.
Bardzo miło mi się zrobiło, ale nie wiem czy tak samo przyjemnie słuchałoby się tego jej facetowi.
Raz nawet sprzedawczyni wzięła mnie za starszego od Wojtka, gdzie normalnie różnica wieku między nami to 7lat...
To, że ludzie biorą mnie za starszego wcale mnie nie cieszy.
Bo co będzie za kilka lat?
Ale kobieca bezpośredniość mnie czasem zaskakuje...
Gdzie się podziały czasy kiedy to facet biegał za kobietą i stawał na uszach, żeby tylko ta umówiła się z nim na spacer?
To kobieta powinna czuć ze strony faceta zainteresowanie i uwielbienie.
Ale nie poprzez słowa tylko czyny!
Gorzej jak już nawet zerwanie świeżych kwiatów czy miłe, drobne niespodzianki nie wystarczają...
Nie można jednak tracić nadziei...
Kobieta potrzebuje uwielbienia i uwagi, dlatego zawsze znajdzie się ten właściwy sposób :)
Chyba, że to jednak nie będzie ta jedyna...
Oby tylko na łożu śmierci miał kto nam podać szklankę wody!
Gorzej jak właśnie nie będzie nam się chciało pić ;)

Lotto!

Znalazłem kiedyś 5zł.
Poszedłem do kolektury i wysłałem kupon.
Trafiłem trójkę, a wtedy wypłacali za nią 10zł.
Z niczego zrobiło się coś.
Nie wiem co by się wydarzyło, gdybym wtedy wysłał znowu kupon.
Bałem się szczęście wystawiać na taką próbę,
ale może właśnie wtedy popełniłem błąd...
Może należało wysłać ponownie i zobaczyć co by się stało?
Wczoraj sam puściłem sobie kupon na Dużego Lotka.
Robiliśmy przegląd w kiosku i był tam totalizator.
Poprosiłem Pana o wydrukowanie mi kuponu na co on odpowiedział, że mam sobie to sam zrobić, bo jak nie wygram to przynajmniej będę miał pretensje do siebie...
I trafiłem...!
Dwójkę! :P
No więc ja swoje szczęście buduję dalej sam, bez pomocy 20mln zł.
Dostałem pierwszą wypłatę w nowej firmie - bardzo satysfakcjonująca.
Ale na prezenty i tak nie mam pieniędzy ;)
Studia trzeba opłacić.
Nie żałuje jednak ani złotówki...
Na razie pełen optymizmu uczęszczam na wykłady.
Radość się skończy gdy przyjdzie czas sesji...